czwartek, 14 kwietnia 2016

blisko coraz bliżej

do wesela mniej niż dwa miesiące, tak leci ten czas, że to jest niemożliwe...
do załatwienia jeszcze kupa spraw, a czasu brak.
Mój organizm chyba się zaczął buntować od nadmiaru obowiązków...
nie dość, że w pracy zostałam praktycznie sama, tym samym znacznie zwiększyła się moja odpowiedzialność, przybyło obowiązków to jeszcze teściowa trafiła do szpitala i w związku z tym zdecydowanie zwiększyła się ilość obowiązków w domu.... mam tylko nadzieję, że wróci jak najszybciej bo inaczej, z moją ręką do roślin, ogródek znajdzie się w stanie opłakanym... no i do tego praca dodatkowa, tańce i czas dla znajomych, który mimo wszystko znajduję. Wszystko to skutkuje tym, że po powrocie do domu z potwornym bólem głowy kładę się do niczego niezdolna i nawet nie jestem już w stanie zobaczyć ulubionego serialu.... i niech mi ktoś powie, że NIE MA CZASU ! Już nie mogę doczekać się wyjazdu do Włoch, ciepłych poranków, pięknych widoków, ciekawych zabytków, wieczorów na plaży przy lampce wina czy innego trunku, zero myśli, trosk i zmartwień. Tak bardzo potrzebuję naładować akumulatory !!!

środa, 9 marca 2016

krzyk

moje życie zbyt szybko pędzi do przodu
chyba, mimo mojej natury, trochę zaczyna brakować mi chwil spędzonych w domu, na spokojnie
wczoraj, po długim wieczornym spacerze - myślałam, że będę spała jak dziecko
i tak było
obudziłam się z krzykiem i niesamowicie walącym sercem
nawet mi się nic takiego nie śniło- ot jakaś dziwna, męcząca głupota, której nawet nie da się opisać...
nie znam przyczyny takich nocnych koszmarów, ale nikomu nie polecam...
może stres?
związany z weselem ?
szykującymi się zmianami w pracy, które - jeśli nastąpią- będą mnie kosztowały na pewno bardzo dużo nerwów, nauki, samozaparcia ?
może tempo życia?
może warto zwolnić?
a może warto żyć a nie zwalniać?
sama nie wiem...

czwartek, 25 lutego 2016

kawa

nic tak nie smakuje jak kawa w pracy o poranku :)
jestem kawoszem, to fakt, nie rozróżniam większości kaw, poza zieloną Jacobs która wg mnie jest tragiczna, wszystkimi pozostałymi kawami (które są super) i Tchibo Exclusive, która naprawdę jest rewelacyjna i inne w porównaniu z nią odpadają w przedbiegach. Polecam, polecam, polecam !

Poza tym odkryłam, że nie mogłabym żyć bez mojego narzeczonego a nawet obawiam się, że przez weekend zdążę za nim zatęsknić...

to tyle.
Audycja zawierała lokowanie produktu.

...

planowanie wesela jest niesamowicie męczące...
odwiedzanie ludzi, spędzanie z nimi wieczorów najczęściej przy jakimś alkoholu jest niezwykle miłe, ale też męczące. Teraz zapraszanie się skończy, zacznie się kurs tańca. 
Nie rozumiem ludzi, którzy mówią, że nie mają czasu się z kimś spotkać czy coś w tym stylu... nie wierzę też ludziom, którzy mówią publicznie, że mają tyyyyyyle do zrobienia, czy to w pracy czy to w domu..... przeważnie jest to pod publiczke, oj jestem taka biedna/y mam tyle roboty nikt mi nie pomaga a inni to nic nie robią ojejku jejku. Muszę też chyba przyjąć taką postawę. Ci, którzy mają naprawdę tyle roboty siedzą cicho i robią to co mają robić a nie mówią o tym, bo zamiast gadania już dawno zdążyliby zrobić to czy tamto. A Ci co cicho siedzą to niby nic nie robią, chyba, że zacznie się ich obserwować. Ja pracuję i w pracy mam czasem młyn niesamowity, czasem nie ale wtedy się do tego otwarcie przyznaję, w domu muszę ugotować codziennie obiad, ogarnąć coś, pozmywać, popołudniami udzielam korepetycji, jestem tajemniczym klientem, rozliczam ludziom pity i mam czas spotkać się ze znajomymi, wyskoczyć na piwo czy wyjechać gdzieś a weekend. Dlatego na wszelki wypadek urwałam kontakt z ludźmi, którzy tego czasu wiecznie nie mieli. Mam taką koleżankę, która wraz ze swoim mężem ma tyle zajęć dodatkowych, że masakra a jakoś zawsze również mają czas np. na przyjaciół a w domu błysk. Druga rzecz jaka mnie denerwuje to to, że nienawidzę jak ktoś mi mówi jak mam żyć. Że mam oszczędzać albo nie oszczędzać. Jestem na tyle dużą dziewczynką, że wiem na co mogę sobie pozwolić a na co nie. No i to by było na tyle marudzenia... 

wtorek, 16 lutego 2016

nie zwariować

myślę sobie -jest nieźle
suknia się szyje
garnitur wisi w szafie (piękny!)
autobus zamówiony
samochód w trakcie załatwiana (upatrzony!)
sala jest
orkiestra jest
obrączki są (piękne!)
zaproszenia w większości rozdane
kurs tańca w planach
fotograf zamówiony
fryzjerka, makijażystka- są
świadkowa poinformowana (wspaniała!)
alkohol kupiony
nauki kościelne- w większości odbębnione
ciasto - tutaj zdania są podzielone, więc cukiernia nie wybrana
lista na panieński- jest
podróż poślubna- zaplanowana

ale czy o niczym nie zapominam?- tego nie wiem, to się okaże
Najważniejsza jest MIŁOŚĆ
miłość jest
jak coś nie wyjdzie- załatwimy to uśmiechem :)
chyba................


poza tym- byłam wczoraj na masażu. Pierwszy raz chyba od dziecka gdzie miałam jakiś kręcz szyi czy coś w tym stylu. Muszę przyznać, że było całkiem przyjemnie. Facet- sympatyczny gość koło 30 (gdyby narzeczony wiedział, że będzie masował facet, nie kobieta- nigdy by mi takiego prezentu nie zrobił....:), widać, że zna się na rzeczy, przynajmniej takie sprawia wrażenie, bo ja się zupełnie na masowaniu nie znam... w czasie masażu dwa razy zabrakło prądu w całym kompleksie i Pan musiał zaświecić świeczki. Mnie to rozbawiło, jednak on na zakończenie powiedział, że to są niezręczne dla niego sytuacje. Generalnie był lekko zmieszany. Lubię jak mężczyzna na pierwszy rzut oka pewny siebie jest jednak trochę speszony :) generalnie mi się podobało, chętnie bym tam wróciła jednak nie będę zapewne mogła. Wstając z łóżka musiałam chwilę odsiedzieć, bo kręciło mi się w głowie, co też mnie zdziwiło, bo nie sądziłam, że taki masaż w jakikolwiek sposób wpłynie na mój organizm.

Z innych, już nie przyjemnych rzeczy- ostatnio pożegnaliśmy naszego chomiczka- staruszka :(

poniedziałek, 25 stycznia 2016

sen

ostatnio mam dziwne sny. Może nie zawsze dziwne, ale jednak prawie co noc mi się coś śni. Ostatnio śnił mi się Piotrek, wiedziałam, że nie żyje, jednak siedział obok mnie. powiedziałam mu,że nie chcę, żeby mi mówił co jest "po drugiej stronie" bo wiem, że nie może, jednak niech mi przynajmniej powie czy wie co czuję, w sensie jak cierpię- odpowiedział, że wie. Dokładnie wiem co miałam na myśli zadając pytanie... zawsze na pogrzebach zastanawiam się czy ta osoba "wie" ilu ludzi cierpi z powodu jej odejścia. Obudziłam się bardzo spokojna, po drodze do pracy zepsuło mi się radio... nie wiedziałam co ze sobą zrobię w ciągu tej dłużącej i nużącej trasy... wiedziałam, że pewnie jak się zatrzymam i ponownie uruchomię silnik- radio pewnie zacznie działać, jednak bałam się zatrzymać na poboczu z uwagi na pędzące tiry i chcąc nie chcąc musiałam jechać w ciszy. Tak się zamyśliłam, że w pewnym momencie nie wiedziałam czy aby nie przejechałam mojego zjazdu. W wyniku moich licznych rozmyślań zagadałam do jednego ze starych kolegów, którego też w jakiś sposób mi brakuje, zobaczymy co z tego wyjdzie, jeśli nawet nie uda nam się odnowić kontaktów- próbowałam. Poza tym w weekend byłam tak zmęczona, że ledwo powłóczyłam nogami, gdybym się tylko położyła, w każdej chwili dnia- zasnęłabym natychmiast. W piątek byliśmy u znajomych, gdzie dość słabo się znając i mając praktycznie jeden wspólny- spędziliśmy ponad 5 godzin... uznaliśmy, że z inteligentnymi ludźmi zawsze znajdzie się temat do rozmowy. W każdym razie F. powiedział mi, że w czasie kiedy go poznałam ZMIENIAŁAM FACETÓW JAK RĘKAWICZKI I CIĘŻKO SIĘ BYŁO DO MNIE DOPCHAĆ. Tego jeszcze nie było... zawsze myślałam, że właśnie miałam mało facetów jednak zawsze raczej "stałych"... a tu jednak ludzie mają inne zdanie... Poza tym piątkowym spotkaniem weekend minął raczej mało towarzysko pod znakiem sprzątania i wypisywania zaproszeń. To nie należy do najprzyjemniejszych zajęć, bo zawsze masz świadomość, że ktoś się obrazi a wiesz, że nie możesz zaprosić wszystkich. Poza tym, które nazwiska się odmienia, które nie, jak osoba towarzysząca ma na nazwisko i wieeele wiele innych dylematów... Musimy kupić wódkę, bo podobno ma podrożeć a lepiej nie ryzykować- na pewno nie potanieje.... co jeszcze? hmm... zdecydowanie bardziej nie mogę się doczekać naszego wyjazdu do Włoch niż ślubu, przy ślubie za dużo rzeczy, którymi się przejmuję, które mogą nie wyjść, zbyt dużo stresu... a Włochy, Rimini, Wenecja, Rzym, San Marino, słońce i święty spokój...mmm... :)

środa, 20 stycznia 2016

trudny dzień

Dziś pogrzeb. Bałam się tego dnia, nie mogłam spać... było piekielnie zimno, ja byłam taka hmm... ciężko określić, na pewno w jakiś sposób znieczulona tabletką uspokajającą. Postanowiłam wejść do kaplicy, by zobaczyć Piotrka po raz ostatni. Naprawdę wyglądał jakby miał wstać i powiedzieć nam wszystkim tym swoim ironicznym tonem, że to był nieudany żart. I łudziłam się, że tak właśnie będzie. Ale nie było. Nigdy nie jest. A zawsze mam takie wrażenie... Płakałam tylko w kaplicy i to pewnie dlatego, że O. płakała. Do mnie to nie potrafiło dotrzeć. I do teraz nie dociera. Dziś było tak zimno, że ciężko było opanować ciało, żeby się nie trzęsło. I żeby utrzymać się na nogach. Bo tabletka, która z reguły działa bardzo słabo dziś zwalała z nóg... po wszystkim każdy rozszedł się w swoją stronę. Przecież każdy ma swoje życie. Trzeba przywyknąć. I to właśnie jest najsmutniejsze. Trzeba przywyknąć. Był takim wspaniałym człowiekiem, teraz nie zobaczymy go już nigdy. I trzeba przywyknąć ? Wiem, że czas leczy rany, wiem, że żałoba nie trwa wiecznie. Ale to brzmi tak strasznie okrutnie- przywyknąć do czyjejś wiecznej nieobecności. Ja nie chcę Cię zapomnieć Piotrek, chcę Cię pamiętać, nie chce się z tym godzić.Nie powinieneś był umierać... Zaraz potem miałam ochotę odnowić kontakty ze wszystkimi... ale jak mówi moja O. do tego trzeba obustronnej chęci... a ja jako osoba dumna i honorowa nie lubię pierwsza wyciągać ręki. Chociaż wielu straconych kontaktów bardzo żałuję.... dość już o śmierci...

Zauważyłam, że bardzo nie lubię jak narzuca mi się swoje zdanie. Nawet jeśli dana osoba ma rację- denerwuje mnie już na wejściu mówiąc mi co mam robić. I się irytuję, po czym przemyślę to na spokojnie i jednak się z nią zgadzam... nie potrafię z tym walczyć, myślę, że charakteru jednak nie da się zmienić.

Mam jeszcze jedną wadę (tzn jeszcze jedną z wielu) - nauczanie innych. Denerwuje mnie np. to, że Ktoś przedkłada pracę ponad wszystko, ponad swoje życie prywatne, miłość, przyjaźnie, spotkania w gronie znajomych. Pracę, którą zaraz może zmienić bo rynek jest jaki jest... a jednak w to brnie... i zaraz może się obudzić bez nikogo u boku... denerwują mnie priorytety obecnych ludzi.... ale nie mam prawa zwracać im uwagi, mówić jak mają żyć..... 

Znowu miało być o przygotowaniach do wesela.. ale jakoś jednak nie ma nastroju. Czas kupić wódkę bo ma podobno podrożeć, raczej nie jestem typem człowieka, który wierzy w propagandę, ale potanieć na pewno nie potanieje, a wódka jeść nie woła, więc może sobie spokojnie czekać na ten wielki dzień....